Kachetia
To tu, niedaleko Ruispiri, pewien niemiecki osadnik z początku XIX wieku zbudował swoje piwnice. W 1846 roku opublikował artykuł o winiarstwie Gruzji, w którym – krytykując pewne miejscowe zwyczaje – uzasadnił wielką przydatność tutejszych kwewri (piszemy o nich w kolejnym artykule) dla potrzeb fermentacji i dojrzewania wina wytworzonych z miejscowych szczepów. Nieco wcześniej ogromny wpływ na rozwój i „europeizację” gruzińskiego winiarstwa wywarł urodzony w Tsinandali książę i poeta Aleksander Czawczawadze. To dzięki także jego pracy z końcem XIX wieku ugruntowały swoją pozycję takie apelacje jak tsinandali, mukuzani czy napareuli. A działo się to wszystko w czasach rosyjskiej aneksji, która liczącej sobie tysiące lat tradycji miejscowego winogrodnictwa niemal położyła kres.
Kolejne ciosy spadały na gruzińskie winiarstwo z przeciętną częstotliwością dwóch dekad. Rok 1985 przyniósł za czasów Gorbaczowa pierestrojkę i ustawę quasi-prohibicyjną. Niepodległość Gruzji (1991) pozwoliła stanąć na nogi prywatnym wytwórniom, a otwarte granice przyciągnęły kilku znaczących inwestorów zachodnich. Czerwona odmiana saperavi – zyskująca coraz większą popularność także poza Gruzją oraz będącą największym odbiorcą gruzińskiego eksportu Rosją – powiększyła wielokrotnie swoje areały. W 2006 roku Gruzja eksportowała już 40 mln litrów – osiem razy więcej niż w pierwszych latach swojej niepodległości. I wówczas, w ramach wielopoziomowych sankcji ekonomicznych Rosja nałożyła na gruzińskie wino embargo. Ten ostatni cios, choć potężny, Gruzja przyjęła mężnie – nie bez wsparcia i pomocy życzliwych jej sojuszników, którzy chętnie otworzyli swoje rynki. Wtedy właśnie zaczęła się w Polsce prawdziwa moda na wina gruzińskie.
Wspomniana apelacja tsinandali to – rzecz jasna – królestwo białej Gruzji. Nieprzypadkowo po reformie z roku 1950, w której nazwy apelacji zastąpiono numerami, tsinandali otrzymało numer pierwszy. Od 1886 roku powstają tu niezwykle żywe, pachnące brzoskwiniami i morelami, nieco ziemiste wina o fantastycznej, często kruchej kwasowości. Klasycznym winem z tej apelacji jest blend rkatsiteli (85%) i mtsvane (15%).Ale Kachetia – podobnie jak i cała Gruzja – to przede wszystkim czerwone saperavi. Wino, które olśniło naszych rodaków (i nie tylko ich) głęboką owocowością i potężnym ekstraktem. Kolebką tej odmiany jest wioska Khashmi, leżąca zaledwie kilka kilometrów od stolicy kraju. Powstające tam Saperavi nosi dumne przezwisko „krew olbrzymów”. Ale dzisiaj w poszukiwaniu najbardziej klasycznego wydania „czerwonego Gruzina” wielu znawców wskazuje na apelację mukuzani. Tu, na prawym brzegu rzeki Alazani, powstają saperavi ciemne jak noc, przez trzy długie lata starzone w dębie, pachnące dojrzałymi owocami leśnymi z odrobiną aromatu liścia bobkowego. Także napareuli i kindzmarauli, dwie apelacje rozlokowane u południowego podnóża Wielkiego Kaukazu, uznaje się za poniekąd wzorcowe dla gruzińskiego saperavi, choć zachowało tu nieco inny styl – więcej w nim czerwonych owoców, mniej cielesności, więcej lekkości i radości.
Gruzja ma wielką przyszłość. Z roku na rok wina z tego najstarszego winiarskiego regionu świata zaskakują na międzynarodowych konkursach, zgarniając coraz więcej medali i wyróżnień. „The future for Georgia” – brzmi ostatni śródtytuł w haśle prezentującym Gruzję w The Oxford Companion to Wine. Nie każdy kraj może liczyć na takie wyróżnienie.